niedziela, 11 sierpnia 2013

Żałoba

Według Elizabeth Kubler-Ross przeżywamy pięć etapów żałoby. Najpierw jest zaprzeczenie, nie możemy się pogodzić ze stratą jaką ponosimy, nawet gdy jest ona konieczna i ma skutkować dobrem w naszym życiu. Potem jest gniew, na wszystko dookoła, a przede wszystkim na siebie. Jesteśmy źli za to, że nie potrafimy sobie poradzić ze stratą kawałka naszego życia, nienawidzimy siebie za to, że aby żyć dalej musimy pogrzebać część naszych wspomnień, zapomnieć o przeszłości. W tym etapie mamy ochotę wrzeszczeć na wszystkich bez powodu, obwiniamy ich o swoje nieszczęście. Ja w moim zrywaniu z przeszłością przeszłam już te dwa etapy, ale nie było łatwo. Kolejnym etapem jest targowanie się, chcemy przekupić los, aby móc żyć dalej i nie odcinać się całkowicie od tego co było. Jesteśmy wtedy w stanie zaoferować wszystko. Ja byłam w stanie zaoferować wszystko, aby być z A, aby nie zrywać z przeszłością całkowicie i żyć normalnie. Myślałam, że nie wytrwam, że się poddam i ktoś przyjmie moją ofertę, zechce mnie taką jaką jestem, bez zmian i z całym moim bagażem. Ale przetrwałam, chociaż było cholernie ciężko, przeszłam i ten etap. Jednak gdy nie możemy już zaprzeczać, a gniew jest tak wielki, że nie sposób go opanować i z nim żyć i żadne próby przekupstwa i błagania losu nie pomagają popadamy w depresję. W wielką rozpacz nad naszym własnym życiem. Dostrzegamy wtedy tylko błędy i nie potrafimy się cieszyć już z niczego. Ja popadłam w taki dół, że można by go nazwać wielkim kanionem. Czułam, że spadłam na samo dno i nie jestem się w stanie podnieść, czułam, że zatraciłam siebie próbując pogrzebać przeszłość. I widziałam wtedy jedynie fakt, że byłam okropną osobą, kłamałam więcej niż kiedykolwiek chciałabym wyznać, moje serce było skałą, było zamrożone zanim spotkałam A. Próbuję z całych sił zerwać z tym co minęło, ale czy to oznacza, że znowu mam być zimna? Takie myśli dręczyły mnie przez cały czas, nie mogłam się z nimi pogodzić. Będąc na dnie myślałam o tym, że kiedyś w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal, że przez moje kłamstwa mogłam zostać całkiem sama, gdyby to wszystko wyszło na jaw nie miałabym już chyba nikogo. Bałam się, że zobaczę pełne rozczarowania twarze i poczuję ból gorszy od tego, który obecnie mi towarzyszy. Nie wiem jak to możliwe, że ludzie mi ufali, zawsze udawałam szczerą, czasem nawet byłam szczera do bólu, lecz nigdy nie byłam prawdziwie szczera jak teraz, gdy prowadzę tego bloga. A mimo wszystko ufali mi i wciąż to robią. A ja czuję się już zmęczona moim strachem, tkwiąc ciągle w tym samym miejscu, więc staram się odbić od dna i dzięki niektórym ludziom w moim życiu mam wrażenie, że mi się to udaje, jednak gdy tylko zaczynam tak myśleć spadam jeszcze niżej. Gdy myślę, że gorzej być nie może i niżej nie da się upaść, życie daje mi porządnego kopa i rzuca mi łopatę. Ale nie jestem jeszcze całkiem przegrana, bo zaczynam powoli wchodzić w piąty, ostatni etap żałoby, etap akceptacji. Zaczynam godzić się z moim losem i z tym, że nie jest łatwo, ale nie przegram, nie dam losu takiej satysfakcji. I dopóki oddycham, a krew krąży w moich żyłach, nie poddam się, odbije się od dna i wygram, zapomnę o przeszłości i będę żyła pełnią szczęścia, choćby ta walka miała być naprawdę długa i ciężka.