środa, 6 listopada 2013

Przeszłość, przyszłość, teraźniejszość

Po raz kolejny potwierdził się fakt mojej totalnej głupoty. Jestem idiotką i muszę to przyznać... Dodatkowo zawsze lokuje uczucia w kimś nieodpowiednim, przez co nigdy nie mogę zaznać szczęścia. Dzisiaj stwierdzam głośno i wyraźnie - LOVE SUCKS! Totally! And life is a bitch... Znowu się zakochałam i nawet o tym nie wiedziałam do wczorajszej imprezy. I nie wiem czy słowo znowu jest tu odpowiednie, gdyż był to facet na którego zwróciłam uwagę już w pierwszych dniach studiów. Potem zainteresowałam się trochę jego kolegą, trochę obojgiem, o czym pisałam wcześniej, a teraz znowu moja fascynacja skierowała się na pierwotny wybór. Wróciłam nad ranem, nie spałam prawie wcale, wciąż myśląc o nim i wstałam z nadzieją spotkania go na uczelni, ta nadzieja dodała mi sił i odebrała mi je z chwilą gdy go nie spotkałam. Wczoraj ciągle chciałam patrzeć tylko na niego, byłam w stanie moknąc dla niego, bo była niezła ulewa, ale on nie bardzo mnie zauważał, oczywiście wolał moja koleżankę, jak wszyscy. A chwila rozmowy z nim była najlepszym momentem od początku studiów. Najlepsze jest to, że powinnam go poznać już dużo, dużo wcześniej i może nawet to zrobiła, tylko tego nie pamiętam... Niestety mam beznadziejną pamięć do twarzy i potrafię nie poznać osoby z którą znam się od kilku lat. Beznadzieja, prawda? Ale tak jest i trzeba z tym żyć. Nieważne, w każdym bądź razie okazało się, że chłopak do którego po cichu wzdycham i który czasem mi się śni chodził do mojej szkoły, najpierw podstawówki, potem gimnazjum, a ja go wcale nie kojarzę, moja przyjaciółka też. Nie wierzę, że miałam kogoś takiego pod nosem i nawet tego nie zauważyłam, byłam dzieckiem no ale to nie tłumaczy faktu, że gościa nie pamiętam. Kurde, a najlepszy jest fakt, że on nas też nie pamięta, powiedział, że mnie kojarzy, a ja głupia nie zapytałam czy to dobrze czy źle. Jestem idiotką! Myślałyśmy, że mojej przyjaciółki nie poznał bo często zmieniała kolor włosów, ale on stwierdził, że na to nie zwracał nigdy uwagi. Więc nie wiem dlaczego jej nie kojarzy, a mnie możliwe i nie wiem czy się z tego cieszyć czy raczej nie... I teraz będę się męczyć ciągłymi pytaniami, których głupia mu nie zadałam przy wspólnym piciu... Więc mówię jeszcze raz, głośno i dobitnie - JESTEM TOTALNĄ IDIOTKĄ!

niedziela, 20 października 2013

Słodko gorzki smak życia

Sprawiedliwość, często jest po prostu ładnym określeniem na zemstę. Jednak jej smak jest słodko gorzki, można odczuć ulgę, ale jest ona tylko chwilowa... Zemsta nas wyniszcza, sprowadza na drogę ciemności i zła, jednak czyni nas przez chwilę szczęśliwymi. A może tylko tak nam się wydaje, może sprawia, że zaznajemy przez chwilę wewnętrznego spokoju, gdy wiemy, że ktoś kto nas zranił, cierpi tak samo jak my? Zemsta potrafi przynieść ukojenie, ale nie każdemu... Ja lubię intrygi i pokręcone gry, a zemsta jest częścią mojego życia. Każdy kto ze mną zadrze, niech wie, że prędzej czy później go dorwę, a on gorzko pożałuję tego co mi zrobił... Tak, jestem wredną suką, ale nie bez powodu. Życie uczyniło mnie taką osobą jaką obecnie jestem, dało mi niezłą lekcję, że zaufanie nie jest dobrą rzeczą, i nie każdy ma równy start. Jestem osobą, która czasami gada za dużo, nie myśląc o konsekwencjach, czasem ranię bliskich, ale mam uczucia i nie pozwolę by ktoś z nich drwił. Nie lubię być spychana na drugi plan, każdy kto mnie zna wie, że lubię być w centrum uwagi, że jestem wredna, ale dla przyjaciół jestem w stanie zrobić wszystko. Jest wielu ludzi, którzy myślą, że się ze mną przyjaźnią, jednak moja grupa jest elitarna i nie każdy może do niej dołączyć. Jestem wybredna jeśli chodzi o obdarzanie zaufaniem, trzeba przejść długą drogę by dołączyć do zamkniętego kręgu. Często oceniam po pozorach i już po jednym spojrzeniu, wiem czy ktoś ma szansę na wzbudzenie mojego zaufania, czy też nie. Powiedzmy, że mam coś w rodzaju szóstego zmysłu, który wyczuwa czyjąś osobowość od pierwszego spojrzenia. Czasem nawet przeczuwa coś złego, co chwilami jest lekko przerażające, jak takie własne oszukać przeznaczenie. Nie jestem świętą, ani troszkę i wiem, że nie ma ludzi idealnych, a ja wcale takich nie szukam, ale nie będę zadawać się z byle kim, żeby tylko się dowartościować. Ja znam swoją wartość i chcę szczęścia, jednak coraz bardziej wątpię, że jest mi dane je zaznać.

piątek, 27 września 2013

A, czyli...

Czasem zastanawiam się jakby to było przeżyć coś jeszcze raz. Czy tym razem nie popełniłabym tych samych błędów znając ich konsekwencje, czy może odtworzyłabym wszystko tak samo z nadzieją na inne następstwa? Chyba fajnie byłoby mieć taki swój własny wehikuł czasu. Ale czy nie korzystalibyśmy wtedy z niego zbyt często? Wielu ludzi by żyło przeszłością, ciągle poprawiając swoje błędy. No bo kto nie chce mieć idealnego życia? Wydaje mnie się, że ja. Na pewno chciałabym zmienić kilka rzeczy w swojej przeszłości, na przykład nigdy nie spotkać A, albo postąpić inaczej w kilku innych relacjach damsko-męskich, ale nie chce idealnego życia, bo było by nudne. Dobrze mieć czasem bałagan, chociaż nie którzy bardzo negatywnie postrzegają chaos. Jednak ja uważam, że chaos nie jest zły, jeśli jest się w stanie nad nim zapanować, w pewnym stopniu oczywiście, bo w pełni kontrolowany chaos przestaje nim być. W życiu powinniśmy napotykać na przeszkody, bo dzięki temu umacniany jest w nas duch walki, ale ciągłe walczenie z przeciwnościami losu też nie jest zbyt dobre, bo w końcu ile można? A może wcale nie wykorzystałabym wehikułu, żeby nigdy nie spotkać A, może cofnęłabym się o wiele wcześniej i sprawiła, żeby on spotkał mnie i stanął na moim miejscu? Tak, chciałabym, aby on poczuł to co ja, chciałabym dostać szansę u niego, chociażby taką malutką... On sprawił, że czuję, że się zakochuję, on odmroził moje serce i nawet tego nie zauważył, to on był tym który mnie ożywił i zniszczył... To wszystko przez niego, przez A... I nie mam zamiaru dłużej utrzymywać jego imienia w tajemnicy, ministrant, którego pokochałam, A to Austin. Wysoki, ciemny blondyn, o pięknych dużych oczach, oczach, w których można utonąć... Grający w piłkę nożną w reprezentacji swojej klasy, na rozgrywkach wewnątrz szkolnych, w szkolnej drużynie koszykówki, jednym słowem znany sportowiec, a ja zwykła dziewczyna, niczym się nie wyróżniającą. Przecież to od samego początku było skazane na porażkę... Czego ja się spodziewałam, że Austin będzie jak chłopiec z amerykańskich komedii romantycznych? Znany i popularny sportowiec zakochuję się w zwyczajnej dziewczynie z jego szkoły i żyją razem długo i szczęśliwie? Takie rzeczy tylko w filmach, tak sobie powtarzałam przez lata. Starałam się opamiętać, ale to zauroczenie nie odpuszczało, więc to chyba jednak nieodwzajemniona miłość, bo jak zauroczenie może trwać ponad 5 lat? I niszczyć wszystkie możliwości na normalne relacje z facetami? Przypadek beznadziejny, na każdym kroku jestem przypadkiem beznadziejnym... Teraz widuję Austina jedynie w święta i okazjonalnie w wakacje, a gdy go widzę płaczę. Dlaczego? Nie mam pojęcia, chyba ze wzruszenia, że nic mu nie jest i z nadzieją, że może w końcu mnie dostrzeże. Jak na razie mogę powiedzieć, że jest on miłością mojego życia, pierwszą osobą o której myślę w ciężkich sytuacjach i w nawet obliczu śmierci. Jest moją osobą i jak do tej pory jedynie Archie byłby w stanie w większej części go zastąpić, ale to też spieprzyłam i wciąż jestem skazana na Austina. I w końcu znajdę sposób na porzucenie tej chorej przeszłości, z którą ciężko się żegnać, ale chyba trzeba...

czwartek, 26 września 2013

Nieodporny umysł

Już prawie tydzień minął odkąd zobaczyłam Archiego po długiej przerwie, a ja wciąż nie mogę przestać o nim myśleć, nie mogę wyrzucić go z mojej głowy i z serca... Gdyby on się o tym dowiedział pomyślałby, że jestem jakąś wariatką... A ja nie potrafię się ogarnąć i pozbierać. Mam nadzieję, że potrwa to nieco krócej niż w przypadku A, bo nie mam zamiaru spędzić kolejnych kilku lat na rozmarzaniu o nim, bo przecież nie o to w życiu chodzi. Trzeba chwytać wiatr w żagle i żyć chwilą, a nie tkwić w zamkniętym kręgu fascynacji nad jednym chłopakiem. Nie chce być takim typem człowieka, co tylko siedzi i marzy jak by mu było dobrze u boku jakiejś osoby. A ostatnie 5 lat, 9 miesięcy i 26 dni tak właśnie przeżyłam, bo w mojej głowie wciąż jest ten ministrant, chociaż jest lekko wypierany przez Archiego w ostatnim czasie. Ale mimo to on wciąż jest sporą częścią mojego życia, chociaż pomiędzy nami nigdy do niczego nie doszło, już bliżej czegokolwiek byłam z Archim. Z nim przynajmniej rozmawiałam i można powiedzieć, że się spotykałam, no może nie jako para, ale piliśmy razem, więc jakieś tam spotkania były. A z A nic, tylko moja cicha obsesja na jego punkcie, obsesja która trwa od ponad 5 lat, co jest na prawdę chore, zwłaszcza jeśli powie się to na głos... Może nie jestem prawdziwym stalkerem, bo nikt by się nie dowiedział o tym co czuję gdybym nic nie powiedziała, ale lekką obsesję miałam i chyba wciąż mam. Nawet pomimo tych wszystkich innych facetów przewijających się przez moje życie i tych na których kiedykolwiek zwróciłam uwagę i tak zawsze wracam do co by było gdyby. Nie mogę przez to zaznać prawdziwego szczęścia i nie wiem czy właśnie nie z tego powodu pozwoliłam na tą całą sprawę z Archim. Ja już na serio nie wiem co mam robić, nie wiem jak się pozbierać, nie wiem jak zapomnieć... Jestem idiotką, która odrzuca możliwe szczęście, którego ciągle poszukuje i pragnie, na rzecz czegoś, a raczej kogoś kogo nigdy nie będzie mogła mieć. Jestem po prostu przypadkiem beznadziejnym i nie wiem czy znajdę dla siebie jakieś lekarstwo, ale wiem jedno, póki żyje będę szukać.

wtorek, 24 września 2013

Chcę...

Jak łatwo by było móc mieć wszystko, czego się pragnie, dostawać od życia tylko to co najlepsze, o prostu być wiecznie szczęśliwym i nie znać znaczenia słowa ból i cierpienie. Jak łatwo było by nie kochać, być osobą bez uczuć i emocji, bez tej całej pseudo wrażliwości i tego całego cholerstwa co czyni nas ludźmi i sprawia, że nasze życie czasami ogranicza się do wegetacji... To nasze człowieczeństwo sprawia, że nie zawsze jest różowo, bo czujemy, czasem szczęście, częściej ból, bo nie potrafimy się cieszyć z małych rzeczy. Chcemy tego co nieosiągalne, marzymy o rzeczach nierealnych, fantazjujemy o czymś co ma nikłe szanse na spełnienie. A co by było gdyby to wszystko porzucić? Gdyby porzucić człowieczeństwo i stać się istotą bez uczuć? Bo po co kochać, skoro ma się być odrzuconym, po co ma nam zależeć, skoro innym nie zależy na nas? Po co to wszystko? Żeby tylko cierpieć? Bez sensu... Chciałabym móc zresetować moją pamięć, wykasować niepotrzebne pliki z przeszłości, wyczyścić dysk pamięci z każdą chwilą słabości w moim życiu. Nie chce porzucać człowieczeństwa i pozbawiać się uczuć, chcę po prostu zapomnieć o tym co odcisnęło na mnie swego rodzaju piętno. Chce zapomnieć o A i o Archim. Chce zapomnieć, że ich w ogóle spotkałam w moim życiu, chce żyć jakby ich nie było. Chce się w końcu zakochać ze wzajemnością i przestać mieć sny i fantazje o facetach, których mieć nie mogę. Chcę wielu rzeczy w moim życiu, ale tego pragnę najbardziej, chociaż może najbardziej pragnę, żeby nastąpił cud i Archie był mój. Chce spełnienia moich fantazji, nawet tych lekko wyuzdanych. Tak, dużo chcę, ale w końcu spełnię chociażby małą część moich pragnień, nie poddam się łatwo, a kiedyś może nawet uda mnie się usiąść na kanapie u Kuby Wojewódzkiego, ale to już byłby szczyt marzeń. No nic, na razie zajmę się sprawami bardziej przyziemnymi, będę się rozwijać i sprawię, że chłopaki jeszcze pożałują, że mnie nie docenili i stracili. Dobrze jest się wygadać, nawet przed samym sobą, wyrzucić z siebie wszystko co nas dręczy i przygniata. Warto walczyć o siebie, a uczucia są jednak w życiu potrzebne.

niedziela, 22 września 2013

Chwila słabości

Niestety nie udało mnie się spotkać ponownie Archiego, chociaż chodziłam jak głupia po galerii z wielką nadzieją... Tym razem mnie się nie poszczęściło. Chociaż może to i dobrze, bo nie byłam w stanie obiecać sobie, że nie zrobię czegoś głupiego. Ale niby co mogłam zrobić? Podejść i pocałować? Taaa, można pomarzyć. Mój brak odwagi raczej wziął by górę nad tym co czuje i na co mam cholerną ochotę. Życie było by o wiele prostsze, gdybym była taką kobietą jaką jestem w moich fantazjach. Tak bardzo bym chciała, aby spełniła się chociaż jedna z nich... Zwłaszcza któraś z tych z udziałem Archiego, chociaż większość moich fantazji jest z nim w roli głównej. Piszę o nim jakbym miała obsesje, ale tak nie jest, naprawdę. Chociaż może jak muszę sama siebie do tego przekonywać to jednak mam obsesję? Nie, zdecydowanie nie mam. Ale jak tak dalej pójdzie to będę bliska popadnięcia w totalny obłęd, wtedy mam nadzieję, że ktoś mną porządnie potrząśnie i postawi do pionu. Po prostu mam ochotę na tego gościa i nic na to nie poradzę, gdy go wczoraj zobaczyłam obudził we mnie uczucia i taką część mnie, której nie znałam, albo dawno nie widziałam. Nie bardzo wiem co mam z tym wszystkim zrobić, potrzebuję jakiejś rady, ale nie mam się do kogo z tym zwrócić... Bo niby komu miałabym powiedzieć, z rodziną raczej o takich tematach nie porozmawiam, znajomi nie znają mnie z tej strony i wolałabym by tak zostało, bo obawiam się, że gdyby się dowiedzieli o tym wszystkim nie chcieli by utrzymywać ze mną kontaktu. Moja przyjaciółka nigdy tego nie zrozumie, ona nie ma takich problemów, a w dodatku poniekąd zna Archiego. Dlatego nie mogę jej zdradzić moich uczuć i obaw, chociaż bardzo bym chciała się wygadać. Potrzebuję jakiś rad odnośnie tego wszystkiego, chyba przydałby mnie się przyjaciel gej, jakich mają główne bohaterki przeciętnych komedii romantycznych. Żałosne... Sama już nie wiem co z sobą zrobić, czy coś powiedzieć czy skrywać wszystko dalej? Czy się odważyć czy na siłę próbować zapomnieć? Nie wiem, teraz już nic nie wiem...

Zmiany

Wczoraj doszłam do wniosku, że jestem głupsza niż ustawa przewiduje i chyba nawet ja do końca siebie nie znam. A skoro nawet ja nie wiem o sobie wszystkiego jak inny mogą mnie zrozumieć? Nie ma co się dziwić, że mało kto potrafi mnie zrozumieć, w końcu jestem całkiem pokręconą dziewczyną o dziwacznej osobowości. Co sprawiło, że doszłam do takiego wniosku? Wizyta w lokalnej galerii handlowej. Tak, wiem, dziwne miejsce na wysuwanie takich tez i analizę własnego Ja, no ale to właśnie częściowo świadczy o moich dziwactwach. W dziwnych okolicznościach się zakochuję, dziwnie kocham, dziwnie żyję, jestem zwyczajnie dziwną osobą. Więc do rzeczy, wczoraj w tej galerii zobaczyłam po bardzo długim czasie Archiego i zrozumiałam, że zakochałam się w nim jeszcze bardziej niż w ministrancie o którym pisałam na samym początku. Zawsze wątpiłam, że poczuję do kogoś coś równie mocno co do A, a tu taka niespodzianka, jednak oczywiście jak na mnie przystało muszę kochać potajemnie i nieszczęśliwie. Bo jak wygląda moja sytuacja z Archim pisałam wcześniej, a moje uczucia, które do mnie dotarły nic nie mogą zmienić... Mówię dzisiaj wyjątkowo bez składu i ładu, ale nie potrafię przestać o nim myśleć i funkcjonować normalnie, waruję jeszcze bardziej niż zazwyczaj i nie wiem co ze sobą zrobić. Może dało by się jakoś go przeprosić za tamto, spróbować porozmawiać? Wątpię, jestem tchórzem, a on już kogoś ma i nie sądzę, żeby zostawił ją dla mnie, spieprzyłam sprawę i tyle. Ale skoro pokochałam kogoś równie mocno jak A, a może nawet i bardziej to znaczy, że jest dla mnie jakaś nadzieja, że uda mnie się zostawić przeszłość za sobą i być wolnym człowiekiem, nieco pokręconym ale wolnym i szczęśliwym. W końcu do tego właśnie dążę, a może tylko tak mnie się zdaję, może tak naprawdę chcę być z Archiem i tylko on da mi szczęście? A może to będzie Barney o którym ostatnio znów zaczęłam myśleć, albo wiecznie obecny w moim życiu Mick? Co jeśli to czego szukam i potrzebuję już było w moim życiu, a rozstanie z przeszłością zniszczy mnie? Sama już nie wiem... Wiem na razie tylko jedno, kocham Archiego i muszę go dziś znowu zobaczyć, więc idę szukać tego co da chwilowe ukojenie, by następnie przysporzyć masę bólu i cierpienia.

niedziela, 1 września 2013

Archie

Popełniłam w życiu wiele błędów, ale sprawa z Archim z jakiegoś powodu jest dla mnie największą życiową porażką... Miałam wielkie opory przed podzieleniem się tą historią, ale skoro mówię wam wszystko to muszę opowiedzieć również to, co sprawia, że czasami budzę się w środku nocy i czuję się winna. Ale zacznijmy od początku. Wszystko zaczęło się przez założenie konta na portalu randkowym wraz z moją przyjaciółką - Alex. Oficjalnie było to moje konto, ale ona bywała tam znacznie częściej i pisała z różnymi osobami. Jedną z takich osób był Luke, z którym Alex się spotykała przez jakiś czas. Luke był w naszym wieku i z niewiadomych powodów jakoś nie przypadł mi do gustu, zwyczajnie od początku nie polubiłam chłopaka, jednak dla Alex udawałam, że jest ok. Nie zdradzałam moich prawdziwych odczuć względem niego. Pewnego wieczoru poszłam z przyjaciółką na spacer, który zakończył się spotkaniem z Lukiem i jego znajomymi. Wtedy oficjalnie poznałam go po raz pierwszy. Całe towarzystwo nie było najgorsze, co więcej było całkiem przyjemnie, pomijając tanie wino, które swoją drogą zmieszane z Colą było do zniesienia. Jednym z kolegów Luke'a był Archie, wysoki brunet o ciemnych oczach. Jednak moja pamięć do twarzy jest beznadziejna i nie rozpoznałam w nim gościa z którym już kiedyś piłam w plenerze z koleżankami. Podczas naszego wspólnego spotkania on też nie wspomniał o tym, że tak jakby już się znamy, ale wiem że mnie rozpoznał. A gdy oglądał moje oczy pod latarnią, miałam wrażenie, że skądś go znam. Jednak nie byłam sobie w stanie przypomnieć, a gdy wróciłam do domu nie mogłam przestać o nim myśleć. Kilka dni później okazało się, że on również ma konto na tym portalu i moja przyjaciółka wraz z chłopakiem napisali do niego w moim imieniu. Chociaż może nie do końca w moim, bo krótko po wysłaniu do niego tej wiadomości napisali do mnie, bym z nim popisała udając kogoś innego. Po raz pierwszy nie uśmiechało mi się udawanie kogoś innego, ale zgodziłam się. Wymieniłam  się z Archim numerami telefonów i zaczęliśmy ze sobą pisać. Już w pierwszych wiadomościach pozwoliłam mu zorientować się kim jestem, chociaż lekko go zwodziłam udając, że nie pamiętam naszych spotkań. Jednego w sumie mogłam nie pamiętać, gdyż wypiłam tamtego wieczoru trochę za dużo i on o tym doskonale pamiętał. Po raz pierwszy poczułam się wyjątkowo, czułam, że mogę się podobać. Nie wiem na ile z jego strony to było na serio, ale ja potraktowałam to na poważnie. Pisało nam się ze sobą bardzo przyjemnie, ale Luke musiał to wszystko spieprzyć. Powiedział Arciemu, że to był jego pomysł, a moje zainteresowanie było udawane, tylko po to by on mógł go wkręcić. Archie już nigdy więcej do mnie nie napisał, a ja do tej pory nie mogę się pogodzić z tym, że zgodziłam się na taką głupotę zamiast od razu powiedzieć mu co Luke planuje. Po pewnym czasie od zerwania kontaktu miałam niesamowity sen, w którym byłam ze znajomymi w naszym pubie i spotkałam wspaniałego faceta, który bardzo mnie się spodobał. Nie pamiętam dlaczego, ale się kłóciliśmy w toalecie, a w pewnym momencie zaczęliśmy się po prostu całować. Było nieziemsko, a ten sen wydawał się taki realny. Nie wiem czy nie doszło by do czegoś więcej, gdyby nie przerwała nam moja koleżanka Annie. Wtedy się zbudziłam. Sen powtórzył się jeszcze kilka razy i przerywał się zawsze w tym samym momencie. Podczas jednego z wypadów do pubu opowiedziałam go Annie, która zapytała czy znam tego gościa ze snu, odpowiedziałam jej, że chyba nie, przynajmniej nie potrafię rozpoznać jego twarzy. Annie się roześmiała i powiedziała, że chyba muszę chodzić tam częściej do toalety, aby spotkać mojego mężczyznę ze snu. Po jakimś czasie znowu się tam spotkałyśmy, jednak po chwili dołączyli do nas jej znajomi, z którymi kiedyś już piłam. Przyszedł z nimi też Archie, a gdy go zobaczyłam zrozumiałam, że to on był tym tajemniczym facetem z którym się obściskiwałam w moim śnie. Nie zdradziłam jednak tego nikomu, aż do teraz. Oboje udaliśmy wtedy, że się praktycznie nie znamy i dopiero gdy wszyscy poszli po piwo, a przy stoliku zostaliśmy tylko my, Archie się odezwał. Tak po prostu zapytał co u mnie, jakby nic się nie wydarzyło, ja nie mogłam odpowiedzieć nic sensownego, więc palnęłam jakąś głupotę, której już nawet nie pamiętam. Wtedy wrócili inni i przerwaliśmy rozmowę. Więcej na niego nie spojrzałam tego wieczoru, nie byłam w stanie, to było jeszcze gorsze od oglądania A w liceum obejmującego swoją dziewczynę. Niedługo po tym Archie wyszedł i to był ostatni raz gdy go widziałam. Może to nie jest najgorsze co zrobiłam w życiu, ale z pewnością ta sprawa będzie mnie prześladować jeszcze przez długi czas.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Żałoba

Według Elizabeth Kubler-Ross przeżywamy pięć etapów żałoby. Najpierw jest zaprzeczenie, nie możemy się pogodzić ze stratą jaką ponosimy, nawet gdy jest ona konieczna i ma skutkować dobrem w naszym życiu. Potem jest gniew, na wszystko dookoła, a przede wszystkim na siebie. Jesteśmy źli za to, że nie potrafimy sobie poradzić ze stratą kawałka naszego życia, nienawidzimy siebie za to, że aby żyć dalej musimy pogrzebać część naszych wspomnień, zapomnieć o przeszłości. W tym etapie mamy ochotę wrzeszczeć na wszystkich bez powodu, obwiniamy ich o swoje nieszczęście. Ja w moim zrywaniu z przeszłością przeszłam już te dwa etapy, ale nie było łatwo. Kolejnym etapem jest targowanie się, chcemy przekupić los, aby móc żyć dalej i nie odcinać się całkowicie od tego co było. Jesteśmy wtedy w stanie zaoferować wszystko. Ja byłam w stanie zaoferować wszystko, aby być z A, aby nie zrywać z przeszłością całkowicie i żyć normalnie. Myślałam, że nie wytrwam, że się poddam i ktoś przyjmie moją ofertę, zechce mnie taką jaką jestem, bez zmian i z całym moim bagażem. Ale przetrwałam, chociaż było cholernie ciężko, przeszłam i ten etap. Jednak gdy nie możemy już zaprzeczać, a gniew jest tak wielki, że nie sposób go opanować i z nim żyć i żadne próby przekupstwa i błagania losu nie pomagają popadamy w depresję. W wielką rozpacz nad naszym własnym życiem. Dostrzegamy wtedy tylko błędy i nie potrafimy się cieszyć już z niczego. Ja popadłam w taki dół, że można by go nazwać wielkim kanionem. Czułam, że spadłam na samo dno i nie jestem się w stanie podnieść, czułam, że zatraciłam siebie próbując pogrzebać przeszłość. I widziałam wtedy jedynie fakt, że byłam okropną osobą, kłamałam więcej niż kiedykolwiek chciałabym wyznać, moje serce było skałą, było zamrożone zanim spotkałam A. Próbuję z całych sił zerwać z tym co minęło, ale czy to oznacza, że znowu mam być zimna? Takie myśli dręczyły mnie przez cały czas, nie mogłam się z nimi pogodzić. Będąc na dnie myślałam o tym, że kiedyś w moich żyłach płynęła krew zimniejsza niż stal, że przez moje kłamstwa mogłam zostać całkiem sama, gdyby to wszystko wyszło na jaw nie miałabym już chyba nikogo. Bałam się, że zobaczę pełne rozczarowania twarze i poczuję ból gorszy od tego, który obecnie mi towarzyszy. Nie wiem jak to możliwe, że ludzie mi ufali, zawsze udawałam szczerą, czasem nawet byłam szczera do bólu, lecz nigdy nie byłam prawdziwie szczera jak teraz, gdy prowadzę tego bloga. A mimo wszystko ufali mi i wciąż to robią. A ja czuję się już zmęczona moim strachem, tkwiąc ciągle w tym samym miejscu, więc staram się odbić od dna i dzięki niektórym ludziom w moim życiu mam wrażenie, że mi się to udaje, jednak gdy tylko zaczynam tak myśleć spadam jeszcze niżej. Gdy myślę, że gorzej być nie może i niżej nie da się upaść, życie daje mi porządnego kopa i rzuca mi łopatę. Ale nie jestem jeszcze całkiem przegrana, bo zaczynam powoli wchodzić w piąty, ostatni etap żałoby, etap akceptacji. Zaczynam godzić się z moim losem i z tym, że nie jest łatwo, ale nie przegram, nie dam losu takiej satysfakcji. I dopóki oddycham, a krew krąży w moich żyłach, nie poddam się, odbije się od dna i wygram, zapomnę o przeszłości i będę żyła pełnią szczęścia, choćby ta walka miała być naprawdę długa i ciężka.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Teraźniejszość

Pomimo, że nie zdradziłam jeszcze do końca prawdziwej tożsamości tajemniczego pana A, chciałabym przeskoczyć kilka rozdziałów z mojego życia i przejść do teraźniejszości. Jak już mówiłam ten blog ma mi pozwolić zerwać z przeszłością i zacząć wszystko od nowa, więc muszę wyrzucić z siebie to co mnie ostatnio strasznie dręczy. Jestem chyba naprawdę straszną osobą, gdyż nie mogę pozbyć się myśli o dwóch chłopakach z mojej uczelni, którzy wydają się być dobrymi przyjaciółmi. Tak samo myślenie nie jest złe, tylko, że ja myślę o tym jak niszczę ich przyjaźń przez związki z nimi, przez moje niezdecydowanie i strach przed odrzuceniem. Nie wiem czy w rzeczywistości miałabym szansę u obu panów, ale moja podświadomość zaburza racjonale myślenie. Cały czas śnie o tym samym i zaczynam już powoli wariować, no bo w końcu ile można? Czy ja jestem aż tak złą osobą, że dla własnego szczęścia potrafiłabym zniszczyć coś wyjątkowego? Męska przyjaźń jest jedną z najsilniejszych więzi na świecie, a ja chciałabym ją rozerwać. Chociaż wcale bym nie chciała, ale czy można mieć ciastko i zjeść ciastko? Wątpliwe... Dodatkowo ostatnio do tej dwójki dołączył trzeci chłopak, Barney. Jest całkiem fajnym facetem, przystojnym, inteligentnym i z lekka rozleniwionym jak ja. Ma śliczne oczy i ciemne włosy. Zawsze lubiłam z nim rozmawiać, chociaż nie robiłam tego zbyt często. Trochę mnie onieśmielał bo był naprawdę słodki i mimo to rozmawiał ze mną. Był niczym jedna z moich fantazji przeniesiona do rzeczywistości, jednak zawsze traktowałam go jako materiał na przyjaciela. Z góry założyłam też, że na pewno ma dziewczynę, więc nigdy nie wnikałam w temat związków, co było trochę dziwne, bo zawsze na samym początku próbuję wybadać teren i dowiedzieć się takich podstaw jak status związku, jednak przy nim tak nie było. Pod koniec roku akademickiego, gdy już nie było zajęć, musiałam kilka razy wpaść na uczelnię i chociaż było na niej pusto to zawsze podczas tych wizyt spotykałam Barney'a. Chwilami miałam wrażenie jakby się uśmiechał, gdy mnie widzi, jednak szybko sprowadzałam swoje myśli na ziemię, o nim nie potrafiłam fantazjować. Dlatego tak zdziwiły mnie ostatnie sny o nim. Już nie tylko o dwóch panach z roku, ale o tym jak rzucam wszystko dla Barney'a i co więcej jestem wtedy naprawdę szczęśliwa. Teraz po napisaniu tego sądzę, że to może być znak, że zaznam szczęścia dopiero gdy porzucę wszystko i zacznę od nowa. A tego chcę najbardziej zacząć od nowa i całą moją pokręconą przeszłość zostawić w tyle. Mam nadzieję, że wkrótce mnie się to uda i uwolnię się od A i wszystkiego co z nim związane.

niedziela, 7 lipca 2013

Obsesji ciąg dalszy...

W moich snach często jestem kobietą, z którą każdy facet na ziemi chce być. W końcu jaka dziewczyna by nie chciała, aby faceci się za nią oglądali na ulicy i się nią zachwycali. A podświadomość podczas marzeń sennych robi swoje. Niestety moje wyobrażenia nie ograniczyły się jedynie do snów, ale przeniosły się również do świata realnego. Lubiłam myśleć, że jestem niczym bogini rozkochująca facetów ponętnym spojrzeniem, że moje oczy powalają na kolana. Może to przez to miałam wrażenie, że Mick mnie kocha, a tajemniczy pan A zwraca na mnie uwagę. Miałam wrażenie, że podobam się facetom, jednak za bardzo ich onieśmielam, jednak prawda była po prostu brutalna, nie jestem w typie facetów, którzy mnie się podobają. Niestety, dlatego bardzo często zamykałam się w świecie swoich fantazji, gdzie mogłam mieć każdego. Jednak i w tym świecie  A był dla mnie zakazanym owocem, który skupiał na sobie całą moją uwagę i nigdy nie pozwalał mi na pełnię szczęścia. Snem, który najbardziej zapadł mi w pamięć, był bardzo dziwny. Zaczynając od muzyki lecącej w tle, po wszystko inne co w nim było. Z jednej strony był przerażający, a z drugiej przyniósł dziwne ukojenie mojemu sercu. Zaczynał się jak szłam ulicą i postanowiłam wejść do domu pogrzebowego, nie wiedziałam dlaczego tam wchodzę, po prostu czułam, że muszę. Gdy weszłam zobaczyłam rodzinę A pogrążoną w płaczu i smutku, podeszłam więc do wystawionej trumny i ujrzałam jego ciało leżące w trumnie. Nie mogłam opanować łez, które mimowolnie płynęły mi po policzkach. Czułam się rozdarta wewnętrznie, i zadawałam sobie jedno pytanie: 'Dlaczego?'. Wtedy kontem oka zobaczyłam swoich rodziców i byłam totalnie zdziwiona, że tu są oraz, że mnie nie zauważyli, nikt mnie nie zauważył, chociaż łamałam się z bólu nad trumną niespełnionej miłości mojego życia. Zobaczyłam również iż mam na sobie białą sukienkę, chociaż ja wtedy nie chodziłam w sukienkach, to zaczynało być coraz dziwniejsze i w tym momencie podszedł do mnie on, sam A. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje pytałam dlaczego nikt nie zwraca na mnie uwagi i dlaczego on ze mną rozmawia, jak on ze mną rozmawia, przecież nie żyje. Wtedy pokalał mi drugą trumnę leżącą obok, której wcześniej nie zauważyłam i nagle zrozumiałam co się ze mną dzieję. Jednak musiałam się upewnić, więc podeszłam do drugiej trumny i zobaczyłam siebie. Powiedziałam: ' Wyglądam tak pięknie i spokojnie niczym anioł.', a on odpowiedział: 'Bo jesteś aniołem, oddałaś swoje życie za mnie, szkoda tylko, że na darmo'. Wtedy się obudziłam, jednak sen ten wrył mi się głęboko w pamięć. Może to dziwne, ale właśnie po tym śnie zrozumiałam, że z nieznanych powodów moja miłość do niego jest na prawdę wielka, jednak niespełniona, więc muszę ruszyć na przód i przynajmniej próbować szczęścia z innymi. Zadurzałam się w kolejnych facetach, których przenosiłam do mojego zamkniętego świata fantazji. Tak na prawdę nigdy nie byłam w prawdziwym związku, zawsze były to co najwyżej przelotne miłostki bez większego znaczenia. Nigdy w życiu nie byłam z facetem do którego bym coś czuła i wreszcie mówię to otwarcie. Moje życie miłosne to totalna katastrofa, składająca się z nieodpowiednich związków oraz fantazji na temat rozkochiwania w sobie facetów, którzy przykuwają moją uwagę i potrafią chociaż na chwilę sprawić bym przestała myśleć o pewnym ministrancie, który przestaje już być takim tajemniczym panem A. Chociaż ta opowieść jest najprawdopodobniej najbardziej nieposkładana ze wszystkich to przyniosła mi chyba największą ulgę jak do tej pory. I gdybym tylko umiała ładnie pisać, moje życie nadało by się na całkiem niezły scenariusz o obsesyjnej dziewczynie, która odtrącała od siebie wszystkich facetów, którzy ją chcieli, przez swoje wyimaginowane związki z tymi, których praktycznie nie znała. Ciekawe czy taki film odniósł by sukces? Pewnie okazał by się totalną klapą jak moje życie... A może dzięki niemu okazało by się, że nie jestem jedyną taką osoba, może wbrew pozorom ludzie by pokochali taki film? No cóż, tego też nigdy się nie dowiem, jednak, jak to ja mam w zwyczaju, pomarzyć można.

niedziela, 30 czerwca 2013

Silver i Mick

Moja wyobraźnia często brał nade mną górę. Nie raz wydawało mi się, że jakiś chłopak mnie obserwuję, patrzy na mnie kiedy ja nie widzę, albo gdy myśli, że ja nie widzę. A ja wyobrażałam sobie, że może mu się podobam, bo przecież nie gapiłby się na mnie bez powodu. Większość dziewczyn myśli wtedy, że może się ubrudziła, albo ma coś na twarzy, ale nie ja, ja myślałam, że mogę mu się podobać. Zapewne myślicie, że  mam nieco wygórowane mniemanie o sobie. I chyba macie rację. Ale mniejsza z tym, wróćmy do gapiącego się chłopaka, którym był Mick. Sama nie pamiętam kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, pamiętam jedynie, że byliśmy jeszcze dziećmi. Spotkałam go w kościele, tak wiem, dziwne miejsce, ale jak poznacie bliżej moją historię zrozumiecie, że spotykanie kolejnych ważnych dla mnie osób w tym miejscu to nie jest rzadkość. Wracając do Mick'a, jak już mówiłam nie pamiętam ile miałam lat gdy go 'poznałam', ale pamiętam doskonale, kiedy po raz pierwszy wydawało mnie się, że zaczyna mnie prześladować. Widziałam go wszędzie, zawsze był w pobliżu. I jak wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, okazało się, że chodzi ze mną do gimnazjum, a wcześniej do podstawówki. Spotykanie go ciągle na szkolnym korytarzu upewniało mnie tylko w przekonaniu, że on się we mnie zakochał. Nawet moje koleżanki zwróciły na to uwagę. Byłam wtedy nieźle wkurzona, w końcu to był jakiś małolat, zwykły dzieciak. Przecież to niemożliwe, żeby dziewczyna spotykała się z chłopakiem o rok młodszym, nie w gimnazjum, bo to byłoby towarzyskie samobójstwo! Z dnia na dzień coraz bardziej nie znosiłam natręta. Nawet niewyobrażcie sobie mojej ulgi, gdy w końcu poszłam do liceum i miałam go z głowy, a przynajmniej tak mi się wydawało, przez jakiś miesiąc. Potem spotykałam go codziennie w drodze do szkoły, bo na moje nieszczęście mieszkał on kolo mojego liceum... To się nazywa mieć pecha, prawda? Myślałam, że gorzej być nie może, myliłam się. Rok później okazało się, że dostał się do tej samej szkoły co ja i znowu musiałam go mijać na szkolnym korytarzu, co więcej mieliśmy razem WF. Byłam wściekła. Jakbym mało miała problemów ze skrywanym uczuciem do tajemniczego pana A, który też chodził do tej szkoły i musiałam go codziennie mijać w objęciach jego dziewczyny. Niebawem i Mick znalazł sobie swoją własną blondynę, w dodatku z mojego rocznika! Czy poczułam się wtedy zdradzona, poniekąd tak. Myślicie teraz, że jestem wariatką, która nie wie czego chce, ale to nie tak. Nie byłam zazdrosna o Mick'a, tylko o to, że być może straciłam jedynego faceta, któremu się podobałam. A może nigdy mu się nie podobałam? Tego się już chyba nigdy nie dowiem. Dziwnie się czułam widząc ich razem na korytarzu, a jeszcze dziwniej, gdy wciąż czułam jego spojrzenie na sobie, nawet gdy był z nią. Czułam, że wpadam w paranoję, a moje zawiłe relacje z innymi i moja obsesja na punkcie bycia obserwowaną wcale nie pomagała. Ale jakoś przetrwałam liceum, pożegnałam miłość mojego życia, która rok wcześniej skończyła liceum ode mnie, dotrwałam do studniówki i nie zgadniecie, kto się na niej pojawił... Mick. Myślałam, że śnie, że to się nie dzieje na prawdę. Miałam ochotę uciec. Jedyny dzień, wyjątkowy dla każdej dziewczyny stał się największą porażką, bo nie mogłam się bawić spokojnie, gdy wciąż go widziałam. Na szczęście po północy impreza się rozkręciła i jakoś przestał mi przeszkadzać, znowu przetrwałam. Jednak, gdy przyszły zdjęcia ze studniówki i zobaczyłam, że jest on centralnie na kilku zdjęciach myślałam, że oszaleję. Przecież tam były zdjęcia TYLKO mojej klasy, a tu nagle on. To było chore, moja obsesja na jego punkcie, na punkcie chłopaka, który od zawsze był w moim życiu i wtedy właśnie zrozumiałam, że słowo 'był' jest tu jak najbardziej odpowiednie, bo już niedługo możliwe, że go nigdy nie spotkam. Skończę liceum, on rok później, każdy ruszy w swoją stronę, a ja już nigdy więcej go nie zobaczę. Wtedy zrozumiałam, co do niego czuję, a raczej czułam. Teraz jestem już studentką, ale wciąż ogarnia mnie nostalgia, gdy o nim pomyśle. Jest to pierwszy raz gdy mówię to publicznie, czułam coś do Mick'a, coś wyjątkowego. Za cholerę nie wiem dlaczego, przecież on zupełnie nie był w moim typie, ani z wyglądu, ani z charakteru, ani z niczego, ale coś do niego czułam...I chociaż pewnie już nigdy się nie dowiem, czy on odwzajemniał moje uczucie to mam skryta nadzieję, że moje wyobrażenie o nim było prawdziwe i że ja pozostanę w jego pamięci, być może nawet w sercu, na zawsze tak jak on w mojej.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Marzenia

Byłam inna odkąd pamiętam, nigdy nie chciałam być księżniczką jak inne małe dziewczynki, ja od zawsze chciałam być sławna. I nie chodzi mi o bycie celebrytka bez powodu. Nie, ja chciałam być gwiazdą filmową, bo film był od zawsze moją największą pasją. Jednak jak to zwykle z moim słomianym zapałem do wszystkiego bywa, nie robiłam zbyt wiele by spełniać swoje marzenie. Z resztą, nie jestem z wielkiego miasta i nie miałam wielkich perspektyw. Jedynie w podstawówce chodziłam na zajęcia teatralne, które nie dawały mi dużego pola do popisu, potem szkoła się skończyła, poszłam do gimnazjum i mój kontakt ze sztuką się urwał. Jednak wielka pasja pozostała i kwitnie we mnie do dziś. Niestety z różnych powodów nie mogę jej realizować, jedynie marzę o tym, że gdy kiedyś uda mi się wyrwać z mojego miasteczka, będę chodzić na wszystkie castingi i ktoś mnie w końcu dostrzeże. Moja miłość do filmu nie ogranicza się jedynie to ogromnej chęci pracy na planie, ale również do pochłaniania przeróżnych produkcji telewizyjnych. I tam gdzie inni widzą zwykły film, ja dostrzegam ciężką prace aktorską, reżyserską oraz wszystkich ludzi na planie bez których taka produkcja nie mogła by się odbyć. Bo wbrew pozorom praca aktora to nie jest sielanka, tylko ciężka harówka, o której marzę od dzieciństwa. Można powiedzieć, że po tylu latach jestem troszkę uzależniona od seriali czy filmów, ale to moja prawdziwa pasja, która poprawia mi nastój i sprawia, że życie staje się przyjemniejsze. Drugą rzeczą, która mnie inspiruję do zmiany życia i potrafi przynieść ukojenie w trudnych chwilach jest muzyka. Może nie jestem jakimś znawcą czy koneserem, ale uwielbiam ją i nie potrafię bez niej funkcjonować. Kocham też śpiewać, jednak natura nie obdarowała mnie pięknym głosem, więc robię to jedynie pod prysznicem. Może i jestem przeciętnym człowiekiem, ale mam swoje pasję z których nigdy nie zrezygnuję i choćby ludzie mnie wyśmiewali i choćby mówili, że jestem uzależniona, a to co robię jest chore to nigdy z tego nie zrezygnuję. Bo tylko to podnosi mnie gdy upadam i gdy jest naprawdę źle i czuję się bezsilna z miłości jedynie film i muzyka potrafią przynieść ukojenie.

niedziela, 23 czerwca 2013

Punkt zwrotny

Mówi się, że miłość zmienia ludzi, ale nie jest powiedziane, że na lepsze. W moim przypadku miłość do niewłaściwej osoby odebrała mi resztkę radości z mojego życia. Tak wiem, myślicie, że co nastolatka może wiedzieć o miłości i jak można odebrać jej resztkę radości, przecie ona powinna żyć pełnią życia i być prze szczęśliwa. Jednak to po prostu stereotyp, bo to, że ktoś jest młody nie oznacza, że musi tryskać optymizmem i radością. Jeżeli życie daje ci w kość szybko uczysz się, że szczęście jest bardzo ulotne, a to cierpienie jest towarzyszem życia przeciętnego człowieka. Mówi się też, że pieniądze szczęścia nie dają. Ja mogę jedynie powiedzieć, że ich brak również. Nie mogę oczywiście powiedzieć, że nie miałam w życiu podstawowych wygód czy przyjemności, więc nie powinnam mówić, że życie cały czas dawało mi w kość, w końcu są ludzie którzy mają gorzej. Jednak dla mnie moje życie wcale nie było usłane różami, jak to się mówi punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, z mojego punktu widzenia nigdy nie miałam idealnego życia. Zawsze coś było nie tak, zawsze czegoś mi brakowało. Jednak ulokowanie uczuć w niewłaściwej osobie przelało we mnie czarę goryczy, od tamtej pory stałam się inna, bardziej sarkastyczna i opryskliwa. Ponad pięć lat temu, zakochałam się w człowieku, który utkwił w moim sercu na stałe. I nie wiem właściwie czy mogę tu mówić o miłości, bo przecież jak można kochać kogoś z kim nie zamieniło się ani słowa, ale z drugiej strony czy zauroczenie może trwać aż tak długo? Od tamtej pory robiłam wszystko, żeby móc go spotkać, żeby znów go zobaczyć. Nie potrafiłam przestać o nim myśleć, śniłam o nim w nocy, z każdym dniem zakochiwałam się w nim coraz bardziej, a nie znałam nawet jego imienia. Z czasem popadłam w obsesję na jego punkcie, stwierdziłam, że muszę się czegoś o nim dowiedzieć. I jak to mówią zakochana dziewczyna zbiera informacje lepiej niż FBI. Szybko poznałam jego imię, było wyjątkowe jak on, a brzmiało A... Może na razie lepiej będzie jak pozostanie tajemnicą.

Początek

Kiedyś myślałam, że liczy się szczerość, jednak szybko przekonałam się, że najbardziej cierpią szczerzy ludzie. Już jako dziecko zauważyłam, że współczesnym światem rządzi pieniądz, a mówienie całej prawdy o sobie może nas co najwyżej ośmieszyć. Każdy skrywa jakiś sekret, jeden mniejszy, drugi większy, niektórzy całe swoje życie sprowadzają do wielkiej tajemnicy. Ja z czasem pokochałam sekrety i tajemnice, a moje życie obrało inny kurs. Już jak byłam mała zorientowałam się, że nie warto ufać wszystkim, że kłamstwo wcale nie musi być złe. Jednak wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak szybko potrafi do nas wrócić i uderzyć ze zdwojoną siłą... Z czasem sztuka kłamania stawała się mi coraz bliższa, a praktykowałam ją głównie na znajomych, którym opowiadałam interesujące historie z mojego życia, które nigdy nie miały miejsca. Czułam się dzięki temu lepsza, a czasami sama zaczynałam wierzyć w moje historie. Jednak były to tylko dziecięce kłamstewka, z których z czasem wyrosłam. Jednak zdarzało się, że chęć zaimponowania innym brała nade mną górę i znowu koloryzowałam swoje nudne z pozoru życie. Wiem, nie umiem ładnie pisać, ani ładnie opowiadać, a moja prawdziwa historia wcale nie jest interesująca, jednak ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że jestem uciekinierem... Mam dopiero 20 lat, a przez większość mojego życia uciekam od odpowiedzialności, nigdy nie brałam niczego na poważnie, nie potrafiłam nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, zawsze uciekałam. Uciekałam od przeszłości, a tak na prawdę tkwiłam w niej po uszy... Dopiero pewien serial uzmysłowił mi jak bardzo żyłam przeszłością, być może jak bardzo wciąż nią żyję, ale chcę się zmienić, chcę zmienić swoje życie i dlatego właśnie muszę się uporać z mrokami mojej przeszłości. Myślę, że gdy opowiem moją historię będę mogła w końcu ruszyć z miejsca. I choć moja historia nie będzie taka, jak bohaterki serialu to mam nadzieję, że napisanie jej przyniesie mi ulgę.