piątek, 27 września 2013

A, czyli...

Czasem zastanawiam się jakby to było przeżyć coś jeszcze raz. Czy tym razem nie popełniłabym tych samych błędów znając ich konsekwencje, czy może odtworzyłabym wszystko tak samo z nadzieją na inne następstwa? Chyba fajnie byłoby mieć taki swój własny wehikuł czasu. Ale czy nie korzystalibyśmy wtedy z niego zbyt często? Wielu ludzi by żyło przeszłością, ciągle poprawiając swoje błędy. No bo kto nie chce mieć idealnego życia? Wydaje mnie się, że ja. Na pewno chciałabym zmienić kilka rzeczy w swojej przeszłości, na przykład nigdy nie spotkać A, albo postąpić inaczej w kilku innych relacjach damsko-męskich, ale nie chce idealnego życia, bo było by nudne. Dobrze mieć czasem bałagan, chociaż nie którzy bardzo negatywnie postrzegają chaos. Jednak ja uważam, że chaos nie jest zły, jeśli jest się w stanie nad nim zapanować, w pewnym stopniu oczywiście, bo w pełni kontrolowany chaos przestaje nim być. W życiu powinniśmy napotykać na przeszkody, bo dzięki temu umacniany jest w nas duch walki, ale ciągłe walczenie z przeciwnościami losu też nie jest zbyt dobre, bo w końcu ile można? A może wcale nie wykorzystałabym wehikułu, żeby nigdy nie spotkać A, może cofnęłabym się o wiele wcześniej i sprawiła, żeby on spotkał mnie i stanął na moim miejscu? Tak, chciałabym, aby on poczuł to co ja, chciałabym dostać szansę u niego, chociażby taką malutką... On sprawił, że czuję, że się zakochuję, on odmroził moje serce i nawet tego nie zauważył, to on był tym który mnie ożywił i zniszczył... To wszystko przez niego, przez A... I nie mam zamiaru dłużej utrzymywać jego imienia w tajemnicy, ministrant, którego pokochałam, A to Austin. Wysoki, ciemny blondyn, o pięknych dużych oczach, oczach, w których można utonąć... Grający w piłkę nożną w reprezentacji swojej klasy, na rozgrywkach wewnątrz szkolnych, w szkolnej drużynie koszykówki, jednym słowem znany sportowiec, a ja zwykła dziewczyna, niczym się nie wyróżniającą. Przecież to od samego początku było skazane na porażkę... Czego ja się spodziewałam, że Austin będzie jak chłopiec z amerykańskich komedii romantycznych? Znany i popularny sportowiec zakochuję się w zwyczajnej dziewczynie z jego szkoły i żyją razem długo i szczęśliwie? Takie rzeczy tylko w filmach, tak sobie powtarzałam przez lata. Starałam się opamiętać, ale to zauroczenie nie odpuszczało, więc to chyba jednak nieodwzajemniona miłość, bo jak zauroczenie może trwać ponad 5 lat? I niszczyć wszystkie możliwości na normalne relacje z facetami? Przypadek beznadziejny, na każdym kroku jestem przypadkiem beznadziejnym... Teraz widuję Austina jedynie w święta i okazjonalnie w wakacje, a gdy go widzę płaczę. Dlaczego? Nie mam pojęcia, chyba ze wzruszenia, że nic mu nie jest i z nadzieją, że może w końcu mnie dostrzeże. Jak na razie mogę powiedzieć, że jest on miłością mojego życia, pierwszą osobą o której myślę w ciężkich sytuacjach i w nawet obliczu śmierci. Jest moją osobą i jak do tej pory jedynie Archie byłby w stanie w większej części go zastąpić, ale to też spieprzyłam i wciąż jestem skazana na Austina. I w końcu znajdę sposób na porzucenie tej chorej przeszłości, z którą ciężko się żegnać, ale chyba trzeba...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz